wtorek, 4 grudnia 2018

Malowanki

Nie wiem, czy już wspominałam, ale zawsze chciałam malować. Niestety zupełnie to nie dla mnie i wszelkie moje próby zawsze owocowały dziełem tyleż abstrakcyjnym co nieatrakcyjnym. Tak czy inaczej ja poddałam się już dawno temu i nawet z dziećmi malowania unikam jak ognia. I jak się okazuje, czasem trzeba przestać szukać by znaleźć - obrazy (no dobra - obrazki) sobie powstają, tyle, że koralikowe :) Oto kolejna porcja :












Wszystkie obrazki to miniaturki 4,5x4,5 cm (10x10 z passpartout) i ciężko je sfotografować w ramce za szkłem!

Pozdrawiam - czy już dopadła Was przedświątecza gorączka?

poniedziałek, 12 listopada 2018

Lotos - come back



Jak wiecie nie do końca byłam zadowolona z pierwszej wersji lotosu. Po popełnieniu drugiej, poziom mojego pozytywnego nastawienia do tego naszyjnika nie wzrósł (obie wersje można zobaczyc tu ---> i tu -------->  ) Brakowało mu delikatności. Lotos więc siedział mi gdzieś z tyłu głowy i szeptał „no zróbże coś ze mną” I zrobiłam, znowu zmobilizował mnie konkurs Skarbów Natury. Tak czy inaczej to już chyba ostatni (chociaż taki lotos w czerni… kto wie?)











Mam nadzieję, że się Wam podoba.

Pozdrawiam ciepło!

poniedziałek, 22 października 2018

Wróbelki



Wróbelki były już i srebrne i niebieskie  ----> KLIK<-----.  Wkrótce później powstały dwa kolejne w odcieniach czerwieni,  różu i pomarańczy. A teraz rodzinka dodatkowo powiększyła się o zieleń i kolejny niebieski odcień. Z ptaszkami nie  wiąże się żadna specjalna historia. Po prostu haftują się bardzo przyjemnie i prawie same, mogę więc przy nich oglądać seriale J











Pozdrawiam Was kolorowo!

sobota, 6 października 2018

Where Wild Foxes Sleep

Praca powstała na zimowy etap Royalowego konkursu, ale w albumie jej nie zobaczycie, bo zabrako mi jednego dnia. I jest mi niezwykle smutno, bo to moja pierwsza praca z wykorzystaniem tradycyjnego haftu. Ah, trudno... Chyba muszę zamówić sobie jakąś nagrode pocieszenia :)

W naszyjniku rolę główną gra lis z przepięknego drewnianego kaboszonu Gill Rippingale, który mieszka sobie w ośnieżonych górach pod gwiaździstym nieboskłonem. Nic na to nie poradzę. że uwielbiam haftować niebo i gwiazdy, lubię te meandry i zakrętasy... 

Praca podszyta jest skórką naturalną z odzysku i nosi się blisko przy szyi.













Pozdrawiam Was serdecznie i czekam na albumy konkursowe, żeby spokojnie podziwiac i trzymać kciuki za Wasze prace!

Pozdrawiam! 

środa, 26 września 2018

Wisior katastroficzny


Powiem Wam, że jeszcze do niedawna zazdrościłam wszystkim, którzy potrafili tworzyć szybciej niż pisać posty. U mnie wszystko szło powoli i kiedy już skończyłam biżutka od razu trafiał na łamy internetu. Jak nie udało mi się skończyć, to nie miałam Wam nic do pokazania. Zazdrościłam tym z Was drogie Koleżanki, które pisały posty na zapas albo mówiły „Porządkując zdjęcia trafiłam na naszyjnik którego jakimś cudem jeszcze Wam nie pokazałam” Ale wiecie co?  Nie wiem jak, ale udało mi się! Mam kilka prac, których na blogu jeszcze nie było i nawet takie, co do których byłam pewna, że pokazane były! Na przykład ten hematytowy wisior, który był na FB i na Instagramie, ale Rudziaszkowo ominął szerokim łukiem.

Hematytowy wisior powstał na konkurs Skarbów Natury parę miesięcy temu. Za wiele tam nie wskórał, ale za to bardzo szybko powędrował w świat (może dlatego o nim zapomniałam). Długo nie wiedziałam co z tymi hematytami zrobić,  bo mam wrazenie,  że te kamyki nie lubią grać pierwszych skrzypiec, a tu z założenia miały grać rolę główną. A jak już wymyśliłam, to żałuję, że nie kupiłam ich więcej :)

Mój syn powiedział, że to jakby steroida uderzyła w budynek J Znaczy wisior katastroficzny!








Bardzo dziękuję za miłe słowa pod poprzednim postem, Bransoletka postanowiła wrócić "do domu" i już jest w Holandii :)

Pozdrawiam!

niedziela, 16 września 2018

Holandia, Holandia.....


Skoro jeden obrazek tak się spodobał, musiałam pójść za ciosem. Ileż można zresztą tej biżuterii haftować? (żartuję oczywiście). Najpierw na obrazek przerobiłam mój Amsterdam. Właściwie to moja mama podrzuciła mi pomysł malowania koralikiem mówiąc, że holenderską bransoletkę powinnam oprawić w ramkę J W rezultacie więc została takim obrazkiem tego roku obdarowana.









Pierwsza wersja z powodu ciemnego podkładu nie sprawdziła się w formie obrazka (niebo zlewało się z resztą krajobrazu), a że szkoda mi było pruć, zwłaszcza, że przy zmieniającym się świetle efekt zlewania się nie występuje, została więc brochą:







Żeby raz na zawsze (a przynajmniej na jakiś czas) skończyć ten wariacje na temat holenderskiej architektury popełniłam raz jeszcze bransoletkę z rowerami. Tamta opuściła mnie zdecydowanie za szybko i nie zdążyłam się jej widokiem nacieszyć J Nie jest identyczna, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać J



I to tyle! Na jakiś czas porzucam Holandię. Mam do pokazania jeszcze trochę wakacyjnych i przedwakacyjnych zaległości. I muszę Wam powiedzieć, że po tym pięknym i gorącym lecie z radością przywitam jesień i długie wieczory z koralikami i książką!

Pozdrawiam!

wtorek, 3 lipca 2018

Murki rowery i gwiaździste niebo

Rowery były już u mnie parę razy, rozgwieżdżone niebo również, ale obrazka to jeszcze chyba nie było :) Do teraz. Pretekstem był ślub mojej koleżanki. 

Oboje Państwo Młodzi jeżdżą na rowerach, lubią nasz lokalny krajobraz i doceniają rękodzieło. Pan Młody biżuterii nie nosi, więc zestaw broszek dla dwojga odpadał. Postanowiłam więc na wystrój wnętrz, i tak powstał mój obrazek - rowery na tle yorkshire'skiego murka, wzgórz i nieba nocą (muszę udać się do Bluefairy na kurs haftowania chmurek, żeby nie wszystko w mojej biżu działo się nocą :)

Obrazek jest malutki, 4,5x4,5cm, passe partout 10x10. Do tego niebieska (ulubiony kolor Panny Młodej) ramka. 






 Prezent się spodobał :)


Miło mi również donieść, że moja kwiecista bransoletka wcisnęła się na podium i zajeła trzecie miejsce w dooborowym towarzystwie! 



Dziękuję za Wasze kciuki!

Pozdrawiam gorąco!